27 stycznia 2013

Rozdział 1.



Niebo było szare. Słońce zakrywały ciemne chmury, z których lał się ulewny deszcz. Siedząc na łóżku w swoim pokoju zastanawiałam się jak to jest. Jak to jest mieć grono oddanych przyjaciół, którzy będą gotowi skoczyć za Ciebie w ogień. Którzy będą przy Tobie kiedy będziesz ich naprawdę potrzebować. Którzy nie zostawią Cię w potrzebie i pocieszą dobrym słowem. Zayn opuścił mnie kiedy miałam 15 lat. W tym samym roku zmarła moja babcia, która sprawowała nade mną opiekę po zmarłych rodzicach, odkąd miałam 3 latka. Zostałam wtedy całkiem sama. Nie miałam żadnego innego przyjaciela. Tylko Zayn. Kiedy i on odszedł miałam wrażenie, że już nigdy nie będę szczęśliwa tak, jak byłam szczęśliwa przy nim.
            Po trafieniu do domu dziecka również nie miałam dobrze. Ludzie wyśmiewali się ze mnie. Z mojego wyglądu, zachowania. Cicha Nadine Moore z czasem stała się nadwrażliwą i wredną Nadią, która potrafiła stawiać czoło innym. Z czasem pewne osoby się na mnie poznały, ale i tak nigdy nie zaznałam z nikim prawdziwej przyjaźni. Niekoniecznie tej na całe życie. Nie zaznałam żadnej.
Usłyszałam pukanie do ciemno drewnianych drzwi pokoju, w którym mieszkałam sama. Zezwoliłam na wejście i zauważyłam wchodzącą do pomieszczenia pannę Brooks, która sprawowała opiekę tego dnia nad dziećmi ze starszymi. Lubiłam tę kobietę. Zawsze pomagała mi, kiedy miałam jakiś problem. Wysłuchała. Rzuciła dobrą radą, która zwykle się sprawdzała. Za każdym razem, kiedy ona odwiedzała mnie, albo ja ją – mogłam odczytać z jej twarzy to, o czym myśli. Ale nie tym razem. Jej twarz była jak kamień – nie wyrażała żadnych emocji. Przestraszyłam się trochę. W głowie gdzieś chodziła mi myśl, że znowu któraś z dziewczyn naskarżyła na mnie, mimo, iż nic nie zrobiłam. Ale to nie o to chodziło.
- Pani Swalz powiedziała, że masz się spakować. Masz dwie godziny – powiedziała smutnym głosem.
Natychmiast wstałam z łóżka odkładając na swoje miejsce poduszkę, do której się przytulałam.
- Że co proszę? Dwie godziny na spakowanie się? O co chodzi? – zapytałam nieco zdenerwowana i przerażona zarazem.
- Nie wiem nic, oprócz tego, że masz się spakować. – odpowiedziała i nie udzielając mi więcej informacji, opuściła mój pokój. Zdenerwowana jak jeszcze nigdy postanowiłam złożyć wizytę w pokoju pani Swalz. Nie robiąc sobie nic z tego, że kobieta rozmawiała przez telefon i była bardzo zajęta – wtargnęłam do jej pokoju i zabrałam jej słuchawkę kończąc połączenie odrzuceniem jej na swoje miejsce.
- Co to ma znaczyć?! – wrzasnęła, ale ja nie robiłam sobie z tego większej katastrofy. Osoby, które widziały moje wtargnięcie do pokoju stanęły w drzwiach i ze zdziwieniem obserwowały całe zdarzenie.
- Czy nie umawiałyśmy się tak, że do skończenia moich osiemnastych urodzin, zostanę tutaj? – zapytałam nadzwyczaj spokojnie. Aż sama się zdziwiłam. Powinnam wytargać ją za te siwe kłaki. Złamała obietnicę! Został mi jeszcze jeden rok bycia w domu dziecka, a później miałam zacząć nowe, własne życie poza murami tego przytłaczającego budynku. Tyle czasu przygotowywałam się do życia w tym miejscu. Jeszcze tylko rok! A ona po dwóch latach bycia tutaj każe mi się wyprowadzać? Coś mi tu nie grało… Musiałam to wyjaśnić. Kobieta obawiając się tego, że mogę jej coś zrobić wstała ze swojego skórzanego fotela na kółkach i stanęła pod ścianą.
- To nie była łatwa decyzja – wydusiła przestraszona.
- Mhm, domyślam się.
- Zgłosiła się do nas pewna kobieta, która poszukuje dziewczyny chętnej do zajęcia się jej chorą, osiemdziesięcioletnią matką. – zaczęła.
- I że niby ja jestem ta chętna? A pytał mnie ktoś o zdanie?! Nie sądzę! – wykrzyczałam. Byłam tak zdenerwowana, że gdybym miała pod ręką coś, co mogłabym rozwalić – już dawno taka rzecz zostałaby w maleńkich częściach na biurku kobiety. Pewnie już połamałabym długopis, gdyby nie wciąż przestraszony ton głosu siwowłosej kobiety.
- Nie pytałam cię o zdanie, bo wiedziałam, że się nie zgodzisz. – powiedziała – Ale ogólnie zrobiłam to dla twojego dobra. Obie dobrze wiemy, że nigdy nie czułaś się tu dobrze, a ja nie mogłam nic na to poradzić. To dlatego powiedziałam tej pani, że możesz podjąć się pracy w jej domu, ale pod warunkiem, że będzie płaciła ci niewysoką pensję. Będziesz miała u niej mały pokój do swojej dyspozycji. – dodała nieco spokojniejszym głosem. – Jeśli nie odpowiada ci to, co zrobiłam mogę zadzwonić do tej kobiety i… - podeszłam do drzwi i zamknęłam je, by odciąć innych od tej rozmowy.
- Nie… Nie trzeba – powiedziałam już spokojna spuszczając głowę – Przepraszam, że tak na panią naskoczyłam, to chyba ze zmęczenia. Nie spałam dziś dobrze – dodałam z wyrzutem. – Spakuję się i pojadę do tej rodziny, ale pod jednym warunkiem – odparłam, a kobieta spojrzała na mnie pytająco – Będę mogła odwiedzać panią i pannę Brooks.
- Ależ oczywiście, że będziesz mogła! Całe szczęście, że państwo Horan nie mieszkają daleko. Nie będziesz musiała nawet zamawiać taksówki, by tu dotrzeć. – pani Swalz uśmiechnęła się, a ja odwzajemniając ten gest podeszłam do niej i przytuliłam ją mocno.
- Jeszcze raz przepraszam – powiedziałam prawie bliska płaczu.
- Naprawdę nie masz za co – odparła.

            Po niecałych trzydziestu minutach od tej rozmowy w końcu wróciłam do swojego pokoju. Zostało mi półtorej godziny na spakowanie się. Wyjęłam spod łóżka dwie duże walizki i spakowałam do nich wszystkie swoje rzeczy, które o dziwo zmieściły się wszystkie i przy okazji zostawiły jeszcze miejsce. Odkładając walizki koło drzwi poszłam do swojej łazienki, by upewnić się, że wyglądam tak, jak powinnam – czysta, z dobrym makijażem oraz fryzurą. Nie chodzi o to, że jestem wielką fanką dobrego wyglądu, ale o to, że nie chciałam źle wypaść przy nowej rodzinie, u której miałam zamieszkać. Po dziesięciu minutach leżenia na łóżku usłyszałam pukanie do drzwi. Tym razem nie była to panna Brooks przynosząca mi złe wieści, ale pani Swalz we własnej osobie. Podniosłam się na łóżku do pozycji siedzącej i spojrzałam na nią.
- Za dziesięć minut przyjedzie po ciebie pani Horan – powiedziała uśmiechając się smutno. Odwzajemniłam ten gest równie smutno jak ona. Nie uśmiechała mi się cała ta sprawa z opuszczeniem domu dziecka. Nienawidziłam wszystkich tych ludzi, z wyjątkiem dwóch ważnych dla mnie pań, ale mimo to nie chciałam odchodzić. To bolało mnie tak samo jak odejście Zayna. O ile nie bardziej…
- Zanim się pożegnamy, chciałabym ci to podarować – dodała pokazując mi na swojej dłoni piękny, srebrny wisiorek z podobizną Matki Bożej. Spojrzałam na kobietę zdziwiona – Chciałam ci to podarować na twoje osiemnaste urodziny, w momencie, kiedy nas opuścisz, ale nie doczekamy tego czasu dlatego daję ci to teraz. Niech cię chroni i przypomina o nas kiedy poczujesz się źle, czy kiedy będzie ci smutno.
- Przecież nigdy bym o was nie zapomniała – powiedziałam cicho z uśmiechem.
Odwróciłam się do niej plecami i pozwoliłam, by zapięła wisiorek na mojej szyi.
- Wiem, kochanie – uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno.

            Nie minęło pięć minut jak panna Brooks poinformowała nas o przyjeździe państwa Horan. Trochę wcześnie, ale pięć minut nie robi przecież zbyt wielkiej różnicy, prawda? Panie pomogły mi znieść walizki do holu, gdzie czekali państwo.
- Witaj, ty jesteś pewnie Nadia? – kobieta, imieniem Maura Horan uśmiechnęła się do mnie podając dłoń.
- Nadine, ale mówią mi Nadia – uścisnęłam jej rękę również się uśmiechając. Obok kobiety nie zauważyłam jej męża, a koło mnie nie stały także moje walizki więc pomyślałam, że zabrał je do samochodu.
- Przepraszam, ale bardzo nam się spieszy… - jasnowłosa zwróciła się do pani Swalz – Czy mogę przyjechać jutro, by z panią porozmawiać? – zapytała, podczas gdy ja żegnałam się z panną Brooks.
- Oczywiście – pani Swalz uśmiechnęła się i przytuliła mnie na pożegnanie szepcząc mi do ucha, bym na siebie uważała i że wszystko będzie dobrze. Uśmiechnęłam się i razem z panią Horan opuściłam dom dziecka.
            W tamtej chwili miałam zacząć całkiem nowe życie. Sama nie wiedziałam wtedy czy będzie lepsze, czy gorsze niż dotychczas. Ale byłam pewna, że jeszcze kiedyś mogę być szczęśliwa.

_ _ _ _ _

Powinnam dodać ten rozdział we wtorek, ale sama nie mogłam się doczekać by wam go pokazać. Koniecznie muszę wiedzieć co o nim myślicie i co wam się w nim nie podoba. :-)
Miałam dwie wersje pierwszego rozdziału. Pierwsza była znacznie krótsza niż ten rozdział, który przeczytaliście, ale mam wrażenie, że ta wersja jest o wiele lepsza od tamtej, dlatego podałam wam ten rozdział. :-) Mam nadzieję, że wam się spodobał.
Chciałabym podziękować wszystkim za komentarze pod prologiem. Nie spodziewałam się, że komukolwiek mógłby się on spodobać. :-) Jesteście wspaniali!

Dziękuję i pozdrawiam. :-*

22 stycznia 2013

Prolog.



„Dlaczego wciąż czuję Twój zapach?
 Dlaczego wciąż mam Ciebie przed swoimi oczami?
 Dlaczego? Dlaczego ciągle śnisz mi się po nocach?
 Pytam: Dlaczego?”

Zamknęłam pamiętnik. Minął już rok, a ja wciąż o nim myślałam. Nie było mi łatwo pogodzić się z tym, że odszedł. Wybrał inną drogę niż nasze szczęście. Dlaczego? Przecież sam powiedział, że nigdy, przenigdy mnie nie opuści. A teraz nie ma go. Kiedy odchodził, był potrzebny mi jak nikt. Zostałam wtedy całkiem sama. Po stracie babci, z którą mieszkałam od dziecka nie miałam już nikogo innego. Tylko On był moją podporą w życiu. Po jego odejściu stałam się zupełnie inną osobą. Osobą, której sama nie poznaję. Osobą, której nie poznałby nikt, kto znał „starą” Nadine Moore.

_ _ _ _ _
Mamy prolog.
Uważam, że nie wyszedł najlepiej, ale całkowita opinia należy do was.

ARCHIWUM

OBSADA

Nadine Moore.
"Nasze życie obraca się wokół znalezienia naszej bratniej duszy, ale co jeśli, wszystko co mamy jest złe? Nawet największa miłość wszech czasów. Co jeśli największa tragedia Romeo i Julii, nie skończyłaby się ich śmiercią… ale wciąż by żyli?"

Zayn Malik.
"Rzeczy się zmieniają, ludzie się zmieniają, ale ty bądź zawsze sobą, zostań prawdziwy dla siebie i nigdy nie... poświęcaj siebie dla kogoś."

SPAM

Staram się przeczytać wszystkie blogi, które podajecie. Ale linki podawane pod rozdziałami NIE SĄ TOLEROWANE, dlatego pilnujcie się, proszę. ;)

Obserwatorzy