30 grudnia 2013

Rozdział szósty.

     Zayn Malik jako jeden z pięciu członków grupy One Direction zawsze cieszył się z życia. Niewiele było dni, gdy miał zły humor. Zazwyczaj rozbawiał ludzi samą miną nawet gdy sam był w złym humorze. A teraz? Siedział na ławce, moknąć w deszczu i nie przejmując się burzą. Kto by się w ogóle spodziewał, że taki na co dzień radosny chłopak jak on nagle zaczął wmawiać sobie, że jego życie straciło sens?
A to przecież nie była prawda! Miał kochającą go rodzinę, narzeczoną, kumpli, całą grupę... Czego chcieć więcej?
Nadia, Ty cholerne dziecko! Dlaczego złamałaś mi serce?!
Pytał się w myślach. nie oczekiwał jakiekolwiek odpowiedzi, bo przecież ani on, ani Nadine nie mieli zdolności telepatycznych. Mimo to, w głowie, w głowie usłyszał jej głos... I to bardzo wyraźnie! Zupełnie jakby stała koło niego.
To nie ja złamałam serce Tobie. To Ty złamałeś moje. Sam wiele razy powtarzałeś, żebym kilka razy zastanowiła się zanim podejmę decyzję.
Ty tego nie zrobiłeś, więc teraz cierp...

Cierp.
Cierp...
Te słowa latały wokół niego jak natrętne komary latem. Chciał się ich pozbyć, ale tak naprawdę było już za późno. Stał na wysokim klifie i patrzył w dół na obijającą się o skały wodę.
Cierp.

NADINE
     Rano obudziłam się w miarę wyspana, chociaż nie powiem, że chciałabym jeszcze pospać. Oczywiście byłoby to możliwe, gdyby nie fakt, że Niall dobijał się do drzwi. Kiedy podniosłam się z łóżka, uświadomiłam sobie, że spałam w ubraniu, ale nie miałam czasu na rozmyślanie o tym.
Otworzyłam drzwi.
- Co mu zrobiłaś, wariatko?! - krzyknął gdy ledwo zdążyłam się przywitać.
- Nic nikomu nie zrobiłam! O co ci chodzi?
- No nie wiem... - udał, że się zastanawia. Widać było, że był zdenerwowany - Może o to, że ty jako jedyna wczoraj późnym wieczorem widziałaś się z Zaynem?
- To prawda, ale nic mu nie zrobiłam! Niall, na litość boską, tylko rozmawialiśmy!
- I ta rozmowa sprawiła, że skoczył z klifu i o mało się nie zabił? - jego twarz była tak czerwona, jak rozżarzony węgiel. Spojrzałam na niego zdziwiona i przestraszona zarazem.
- Co?!

Nadine, Ty cholerne dziecko!, przeleciało mi przez głowę, gdy wsiadaliśmy do auta jednego z chłopaków z zespołu blondyna. Przedstawiliśmy się sobie pospiesznie i ruszyliśmy z piskiem opon spod domu do szpitala, w którym przebywał Zayn. Gdzieś, jakby przez mgłę usłyszałam imię Malviny Donavan, ale nie miałam... nie chciałam o "tym czymś" słyszeć.
Cierp...
Dlaczego nachodzą mnie takie myśli? Bo to na pewno były myśli. Chociaż... to słowo. Słyszałam je w swojej głowie tak, jakbym właśnie je wymawiała. Nikt na mnie dziwnie nie spojrzał, żaden z chłopaków o nic nie zapytał więc na pewno nic nie powiedziałam na głos.
A teraz cierp...
Sama nie wiedziałam czemu, ale obwiniałam siebie za to, co zrobił Zayn. I... czy to możliwe, że nie czułam tego przez naszą krótką rozmowę tamtego wieczora? Gdzieś w głębi siebie czułam, że oprócz tego, zaszło coś jeszcze.
- Cholera! - krzyknęłam na cały samochód i kątek oka zauważyłam, że chłopaki patrzą na mnie bardziej niż zdziwieni, ale mnie bardziej interesował korek rozciągający się przed nami. Otworzyłam drzwi i chciałam wysiąść, ale poczułam na ramieniu dłoń Niall'a.
- Muszę się do niego jak najszybciej dostać - powiedziałam - Później wszystko wam wyjaśnię - dodałam i wysiadłam z pojazdu, a później ile tylko miałam sił w nogach ruszyłam przed siebie.

"Prawdziwa przyjaźń jest tylko wtedy, gdy potrafimy wybaczyć drugiemu człowiekowi nawet najgorsze rzeczy jakie zrobił" 

W tym momencie byłam gotowa wybaczyć Zaynowi wszystko, byleby okazało się, że z nim wszystko jest w porządku. Po niespełna dziesięciu minutach biegu, wreszcie znalazłam się w szpitalu. Podeszłam do administracji.
- Nazywam się Nadine Moore, chciałam dowiedzieć się o stanie Zayna M...
- Jest pani kimś z rodziny? - przerwała mi w połowie zdania recepcjonistka nie patrząc na mnie. Spodziewałam się tego pytania, ale nie wiedziałam czy skłamać, czy...
- A gdybym nie była jego rodziną to jak pani by to sprawdziła, hę? - kobieta podniosła wtedy na mnie wzrok nie dowierzając, że tak na nią naskoczyłam. Zupełnie jakby nigdy wcześniej nie była w podobnej sytuacji - Nawet w rodzinie istnieją różne nazwiska, a w aktach pacjenta nie ma przecież informacji o wszystkich członkach rodziny!
- Proszę pani... - teraz to ja jej przerwałam - Jestem jego przyjaciółką odkąd skończył siedem lat, ja miałam wówczas pięć lat. Zawsze traktowaliśmy się jak rodzeństwo. Czy to pani wystarczy? - byłam strasznie zdenerwowana, ale kto by nie był? Zayn kiedyś był moim najlepszym i jedynym przyjacielem. Kiedyś. Teraz nawet nie powinnam się przejmować tym, że leży w zakichanym szpitalu, bo skoczył z zakichanego klifu! Jednak świadomość, ze to moja wina, sprawiła, że gotowa byłam zrobić dosłownie wszystko, by znaleźć się obok niego.
Kobieta, na oko trzydziestopięcioletnia z długimi blond włosami przymierzała się, by coś mi odpowiedzieć, ale przeszkodził jej w tym pewien lekarz.
- Siostro, czy pojawił się ktoś z imieniem Nad... Ned... albo coś podobnego? Pacjent spod klifu jest bardzo niespokojny.
Pacjent spod klifu. Miałam ochotę go uderzyć!
- Nads! To ja, panie doktorze. Jestem przyjaciółką Zayna - odpowiedziałam.
Funkcjonariusz zmierzył mnie wzrokiem, a następnie poprosił, bym udała się za nim.
    Idąc jego śladem w stronę windy, zauważyłam kątem oka jak pozostała czwórka członków One Direction próbuje dostać się do budynku przez tłum młodszych fanek.
Wyobraziłam sobie Zayna w podobnej sytuacji.
Na pewno nie obiecywałby fanom późniejszego rozdawania autografów, ponieważ doskonale wiedział, że to nie pomoże ani trochę. Uśmiechnęłam się pod nosem, ponieważ wyobraziłam sobie miny udawanego niezadowolenia na twarzy chłopaka podpisującego kartki i zdjęcia.
Nim się obejrzałam staliśmy już pod salą numer 312.
Trzeci grudnia...
Potrząsnęłam głową.
- Czy mogłabym zostać z nim sama, proszę? - zwróciłam się do doktora.
- Najpierw muszę wejść z panią, by w razie potrzeby uspokoić pacjenta - odpowiedział a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem, chociaż gdzieś w głębi duszy czułam, że obecność doktora tam jeszcze bardziej rozzłości Zayna, który... widać było, że i tak był bardzo zdenerwowany. Lekarz otworzył drzwi, a ja przez chwilę na niego patrzyłam. Nie byłam do końca pewna, czy chcę tam wejść. Nie byłam pewna czy w ogóle podołam. Czy dam radę patrzeć na niego teraz. Westchnęłam. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.

***

Witam was z nowym rozdziałem! Widzicie? Nie kazałam wam znów tyle czekać na nowy rozdział. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta. Chciałabym podziękować wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Wiele one dla mnie znaczyły i sprawiły, że chciało mi się pisać ten rozdział. Podejrzewam, że te same osoby choć wpadły tu na chwilę? :)
Nie wiem kiedy pojawi się rozdział siódmy. Miejmy nadzieję, że niebawem :D
#MuchLove kocham was! ♥

26 grudnia 2013

Rozdział piąty.

Misiee! Tak bardzobardzobardzobardzo mocno was przepraszam, że tyle czasu tutaj nie wchodziłam :( Przeważnie nie miałam czasu, później nie było prądu i nie miałam jak dodawać rozdziałów :( Teraz, jeśli ktoś jeszcze w ogóle będzie czytał to opowiadanie, to będę dodawała rozdziały jak kiedyś, to znaczy będę normalnie pisała to opowiadanie, a jeśli nie... To cóż, usunę bloga. A teraz rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba :(
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*



Stojąc przede mną, Zayn wyglądał dokłądnie tak, jak go zapamiętałam. Jego ciemne oczy patrzyły na mnie tak, jak wtedy, gdy odchodził. Przepraszająco.
Wstałam z krzesła kuchennego, a następnie z domu. Nie chciałam z nim rozmawiać i dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że gdybym się do niego nie odezwała tej nocy... uniknęłabym tej rozmowy.

ZAYN

Jeszcze długą chwilę stałem na środku kuchni zanim postanowiłem sobie, ze z nią porozmawiam. Podszedłem do stołu i chwyciłem szklankę z sokiem, którą Nadia zostawiła wypitą do połowy. Później wszystko działo się samo...

NADIA

- Nadine! - usłyszałam kiedy ledwo usiadłam na parkowej ławce. Chciałam odejść, ale... po prostu nie mogłam. Coś w środku kazało mi siedzieć w miejscu. Nie spojrzałam na niego kiedy siadał obok, starałam się nie zacząć płakać kiedy powiedział to, czego obawiałam się najbardziej. Zaciskałam ręce na siedzeniu ławki tak mocno, że aż pobielały mi kostki.
- Nads... Przepraszam - rzekł - Nadine... - szepnął dotykając mojej dłoni, a ja mimo tego, iż było bardzo gorąco, drgnęłam.
- Mów co chcesz, tylko mnie nie dotykaj - wyrwałam dłoń i ułożyłam ją na kolanie. Usłyszałam głośne westchnięcie Zayna, a po chwili dzięk zapalającej się zapalniczki. Palił... Zawsze to robił, gdy był zdenerwowany. Nienawidziłam tego. Kiedyś. Teraz sama paliłam. Chłopak miał rację mówiąc, że dobrze działa to na stres. Czując dym papierosowy, który wypuścił z ust sama wyjęłam z kieszeni szortów paczkę oaz zapalniczkę. Kątem oka spostrzegłam, że Zayn patrzy na mnie jakbym była duchem. Również rzuciłam mu zdziwione spojrzenie.
- Ty... Palisz...? - wydusił - Ale...
- Wiele się zmieniło przez te dwa lata, uwierz mi.
- Może u ciebie. U mnie w sumie nic się nie zmieniło.
- Cóż... Ja bym tak nie powiedziała - spojrzał na mnie bardzo zdziwiony - Chyba, ze chcesz powiedzieć, iż okłamywałeś mnie przez cały czas naszej znajomości i to panna Do... - zacięłam się i poprawiłam - A może już pani Malik, zawsze była dla ciebie najważniejsza?
- To nie...
- Nie przerywaj mi - westchnęłam zaciągając się papierosem - Wiem, że kłamałeś. Odkryłam to dopiero dzisiaj, ale nie ważne, bo wiesz co? Ciebie już nie ma - spojrzałam mu prosto w oczy - Umarłeś z dniem, gdy wsiadłeś w samochód i bezczelnie zostawiłeś mnie samą - wstałam z ławki, rozdeptując rzuconego na ziemię wypalonego do połowy papierosa. Poczułam na policzkach kilka kropel. Zaczynało padać. Gdzieś słychać było grzmot. Ech... Jak to idealnie pasowało do tamtej chwili! Ale... Burza. Jak zawsze się jej bałam, w tym momencie jednak całkowicie zapomniałam o strachu - Nie istniejesz - powtórzyłam i odwróciłam się by odejść, ale jego ciepła dłoń znów spoczęła na mojej.
- Nie mów tak! Jestem tu! - powiedział jakby zrozpaczony i smutny przez to, co powiedziałam.
- Ale nie było cię, gdy naprawdę byłeś mi potrzebny. Nie ma cię, Zayn, gdybyś był, czułabym to.
- A teraz...
- Nie czuję nic. Dosłowie nic - odparłam, a swoim głosie usłyszałam jak zbiera mi się na płacz.
To, co chwilę, dosłownie sekundę później zrobił Zayn całkowicie mnie zaskoczyło i jednocześnie sprawiło, że zaczęłam płakać... Jak wtedy, gdy dowiedziałam się, że babcia zmarła. Znów stałam się małą dziewczynką, która potrzebowała mocnego uścisku. Właśnie takiego, jakim obdarował mnie wtedy Zayn.
- A teraz? Teraz też nic nie czujesz, Nads? - poczułam jego oddech na szyi. Zapłakałam głośno, a przecież miałam tego nie robić! Zacisnęłam dłonie w pięści na bokach jego koszuli, a on wzmocnił uścisk tak, że myślałam iż chce mnie udusić, ale jakoś nie przeszkadzało mi to...
- Wybacz mi, Nads - szepnął - Proszę cię! Wybacz mi!
- Nie mogę, Zayn. Nie mogę - odparłam i wyrywając się z jego uścisku, pobiegłam z powrotem do domu.


Pierwszy dzień nowego życia, a ja już na poważnie zaczynałam mieć wszystkiego dość...

Będąc już na korytarzu, zauważyłam wychodzących z mojego pokoju Niall'a i Milagros. Nie chcąc  znimi rozmawiać powiedziałam tylko "dobranoc" i weszłam do siebie zamykając drzwi na klucz. Nie przebierając się, podeszłam do łóżka, usiadłam, a następnie położyłam się. Sama nie wiedziałam kiedy zasnęłam.

*_*_*_*_*_*_*_*


Rozdział krótki, ponieważ nie byłam pewna, czy ktoś chce to jeszcze czytać. Jeśli pod tym rozdziałem będzie minimum 6 komentarzy, obiecuję wrócić z historią Nadii i Zayna.

2 lipca 2013

Rozdział czwarty.

- Zayn, czy wierzysz w to, że dwie osoby, które nienawidzą się od dziecka mogą nagle stać się prawdziwymi przyjaciółmi? - zapytała patrząc na rozgrzewającą się przed meczem siatkówki Malvinę Donavan rozmawiającą z liderem drużyny szkolnej.- Nads, znowu z tym zaczynasz? - westchnął lekko zirytowany, ale rozumiał niepokój w jej głosie za każdym razem, gdy zadawała podobne pytania - Ona na mnie leci, ale mnie ona nie kręci.
Nadine chciała mu wierzyć, niestety nie była w stanie, ponieważ nie wiedziała jak życie jej przyjaciela wyglądało w szkole, bo przecież nie uczyła się w szkole lecz w domu. Pomogło to zaoszczędzić jej babci pieniądze, które bardzo były im w tamtych latach potrzebne, gdy trzynastoletnia Nadia nie zdolna była do jakiejkolwiek pracy, a sześćdziesięcioletnia pani Dewaux  miała problemy ze zdrowiem.
- Dla mnie liczysz się tylko ty, rozumiesz? - spojrzał jej w oczy, a jego mina była bardziej niż poważna.
Nadia westchnęła z powątpiewanien."

Dlaczego ja się tym teraz przejmuję? Przecież Zayn już dla mnie nie istnieje,
przeszło mi przez głowę.
Ale kogo ja próbuję oszukać?


Po głowie chłopaka chodził tylko jeden wyraz, imię. To, co wcześniej powiedział Niall pod swoim domem sprawiło, że świat bruneta obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Jakim prawem, on, Zayn, może myśleć, że Nadia, która pojawiła się w domu jego kumpla  jest tą samą Nadią, którą brunet znał w młodzieńczych latach? Przecież Niall tylko wymówił jej imię, ale... Moment, kiedy Zayn zauważył ten cień w oknie.
- Zayn, kochanie, dlaczego nie śpisz? - usłyszał za plecami głos Malviny, a kiedy odwrócił się w jej stronę, zauważył, że jest ona w samej bieliźnie i patrzy na niego całkowicie przytomnym wzrokiem.- Nie mogę zasnąć - odpowiedział - Chyba pójdę na spacer - wstał i nie mówiąc nic więcej opuścił mieszkanie

Nadia Moore...
W wieku piętnastu lat pojawiła się w domu dziecka po śmierci babci, jej jedynej opiekunki. Przez cały ten czas przebywanie w zupełnie obcym miejscu, myślała o Zaynie. Był jej najlepszym przyjacielem przez długie, dwanaście lat, a teraz go nie ma.

Więc dlaczego cały czas chodzi mi po głowie? Przecież zaczęłam nowe życie. Powinnam już dawno wyrzucić go ze swojej głowy, ale jest to zdecydowanie za trudne. Nie mogąc wytrzymać w domu  z  myślami o chłopaku, postanowiłam wyjść na spacer. Na szczęście  park znajdował się niedaleko domu Horanów.
Idąc powoli w stronę jednej z wolnych ławek, zauważyłam, że zaledwie trzy ławki dalej siedzi jakaś dziewczyna... całkowicie naga! Nie zastanawiając się dłużej, podeszłam bliżej. Płakała.
- Cześć... - rzekłam przerażona jej widokiem - Co się stało? - zapytałam od razu.- Ten idiota Payne się stał! - krzyknęła zapłakana - Ten idiota Payne!
- Czekaj... - zdjęłam z siebie letnią kurtkę, którą założyłam myśląc, że jest chłodno i zarzuciłam ją na plecy blondynki  -Trzeba odprowadzić się do domu... Gdzie mieszkasz?- Nie wrócę do niego! Siłą mnie nie zaciągniesz!- Jak się nazywasz?- Milagros - odparła.- Ja jestem Nadia... Jeśli nie chcesz wrócić do Payna to nie możesz siedzieć tu całą noc - stwierdziłam - Musisz mieć jeszcze jakąś rodzinę, przyjaciół...- Chciałam udać się do Nialla, ale zrobiło mi się słabo. Cholerny dzieciak! - uderzyła się w brzuch. Dopiero wtedy zorientowałam się, że jest w ciąży. 
- Masz na myśli Nialla Horana?- Tak, bo co? - spojrzała na mnie, prawie spokojna... Przynajmniej nie płakała głośno. Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale w końcu się zdecydowałam.- Chodź, odprowadzę cię do niego.
v A skąd ty wiesz... 
- przerwałam jej.-Mieszkam u niego. To długa historia. Chodź.
Złapała mnie pod rekę i, jak tylko mogła, próbowała zakryć swą nagość pod letnią kurtką.
- Nadia... Bardzo ładne imię - oznajmiła, gdy przeszłyśmy kawałek.- Dziękuję, chociaż ja tak nie uważam. Za to twoje imię... Oznacza "cud", prawda? 
- Tak... Moja mama oglądała kiedyś serial, w którym główna bohaterka właśnie tak się nazywała. Dziwne jest takie imię.. Nijak do mnie nie pasuje.- No cóż... - uśmiechnęłam się.  przyjaźnie - Jesteśmy. Bardzo cię proszę, być zachowywała się...
- Cicho - przerwała mi z uśmiechem - Maura jak zwykle pracuje po noc ach - spojrzała w okno gabinetu pani Horan. - Lepiej będzie jej nie przeszkadzać.. chcę tylko dostać się do Nialla.
- Zaprowadzę cię do swojego pokoju i pójdę po niego, a ty może  ubierzesz coś mojego - zaproponowałam, a ona kiwnęła głową na znak, że taki plan jej odpowiada. 
Cichaczem weszłyśmy do domu.

Zostawiłam dziewczynę w swoim pokoju i pozwoliłam jej ubrać spodnie alladynki i  przydużą na mnie bluzkę na ramiączkach, która na niej leżała idealnie zważając na jej rosnący brzuch. Ruszyłam do pokoju blondyna. Chociaż teraz, gdybym mogła cofnąć czas, nie zrobiłabym tego.


Po opuszczeniu naszego mieszkania, zadzwoniłem do Horana. Ta cała Nadia nie dawała mi spokoju.
- Jasne, stary! I tak całą noc zamierzałem czytać "Buszującego w zbożu" - zaśmiał się, gdy zapytałem, czy mogę go odwiedzić. Teraz, kiedy u niego siedziałem, nie byłem pewien swojej wizyty. Sam nie wiedziałem, czy dobrze zrobię, opowiadając mu moją historię sprzed paru lat. Ale w sumie... czemu nie? Przecież jest moim kumplem. Jednym z najlepszych.
- No, bruneciku , mów co ci leży na sercu - zaśmial się podając mi szklankę z sokiem żurawinowym, który tak bardzo lubilem.

Ledwie zacząłem mu opowiadać o wszystkim kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Stanęła w nich...
- Przepraszam, że przeszkadzam, Niall. Jest trochę późno, ale...-v Nadia? - wyrwało mi się. Dziewczyna spojrzała na mnie. Wtedy nie miałem już żadnych wątpliwości. To była ta sama, ta moja Nadine Moore.

Ten głos...- Musiałeś mnie z kims pomylić - odezwałam się po chwili patrzenia na niego - Niall, jest w moim pokoju dziewczyna...- Milagros? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową - Nic jej nie jest?- Sam  zobaczysz...- Dobrze, ale czy mógłbym zostać z nią sam? Chciałbym z nią pogadać.- Jasne, nie ma problemu - uśmiechnęłam się, starając się nie patrząc na Zayna, który przeszywał mnie wzrokiem.
 Kiedy Niall opuścił swój pokój, ja poszłam do kuchni. Chciałam być gdziekolwiek, byle znajdować się jak najdalej od Zayna. Szkoda tylko, że wcześniej nie pomyślałam o tym, że brunet, jako dobry przyjaciel Horana może czuć się w jego domu jak w swoim i wejść, nieproszony, do kuchni. Podszedł do lodówki, po brzegi wypełnionej jedzeniem i piciem. Zamknął ją po chwili, nic nie wyjmując.  Kiedy zerknęłam w jego stronę, stał prosto, a jego oczy wpatrzone były centralnie w moją stronę.
- Nadia... - szepnął.- Zayn...

* * * 

Udało mi się wreszcie przepisać nowy rozdział. Wiem, że jest krótki, ale jakiś jest.
Nowy szablon... Co o nim myślicie? Ja nie mam zdania, ale Cam mówi, że jest całkiem niezły. :D

WAŻNE:
Jeśli chcecie być informowane, napiszcie do mnie na TT. Będzie mi lepiej was informować i w ogóle...
@MalikWeruu ~ to mój nick.

Nowy rozdział pojawi się być może w niedzielę, ale nie obiecuję.

22 czerwca 2013

ROZDZIAŁ TRZECI!!!! :D

Po blisko godzinie tekst był skończony. Nadia i Niall byli tak zmęczeni wymyślaniem odpowiednich słów do tej piosenki, że po wszystkim jedynie się do siebie uśmiechnęli. Niall, mimo, że jeszcze nie całkiem poznał dziewczynę, czuł, że szybko się zaprzyjaźnią i złapią wspólny kontakt na tyle, by móc opowiedzieć sobie wiele sekretów. Chłopak miał wielu przyjaciół, ale z czasem przestał im ufać. Poznał się na tym, że jednak sława nie przynosi jedynie pieniędzy, czy rozgłosu, ale sprowadza na niego również fałszywych przyjaciół. Nie znał Nadii, ale czuł, że jej może zaufać, jak nikomu innemu. Jej oczy, uśmiech... Wszystko w niej mówiło mu, że jest to dziewczyna naprawdę godna zaufania.
- Dziękuję. - uśmiechnął się - Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - dodał wstając z krzesła.
Był jej naprawdę wdzięczny za to, co dla niego zrobiła. A zrobiła już naprawdę wiele. To nie tylko pomoc w napisaniu piosenki, ale także, choć o tym nie wiedziała, wyręczyła go w codziennym odwiedzaniu babci, z którą nigdy nie miał zbyt dobrego kontaktu. Od małego się spierali. Seniorka wmawiała w niego, że rodzice nigdy nie chcieli mieć dzieci, że gdy Maura zaszła z nim w ciążę chciała ją usunąć, jedynie ojciec stanął za nim. Niall nigdy nie wierzył w słowa babki, ale nigdy też jej o tym nie powiedział. Ocknął się, kiedy zdał sobie sprawę, że Nadine patrzy na niego uważnie.
- Wszystko w porządku? - zapytała z troską w głosie.
- Tak, przepraszam, zamyśliłem się. - westchnął - Mówiłaś coś?
- Koledzy po ciebie przyjechali. Powinieneś może iść do nich?
- A tak! Wybacz, że muszę cię zostawić. Jutro, w ramach podziękowań za pomoc w napisaniu, zabiorę cię gdzieś z chłopakami, co ty na to? - uśmiechnął się.
- Sama nie wiem - zakłopotała się.

Wszystko wskazywało na to, że Niall nie da tak szybko za wygraną. Kiedy wyjechał, wróciłam do swojego pokoju by skończyć całkiem pakowanie. W pewnym momencie spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą trzydzieści. Westchnęłam cicho i skończyłam rozpakowywanie rzeczy do szafek. Kiedy skończyłam, usiadłam na łóżku, ale nie dane było mi zostać samej zbyt długo, bo już po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - powiedziałam w ich stronę i czekałam, aż ktoś wejdzie do pokoju. Była to Maura, która z uśmiechem na twarzy niosła przed sobą telefon. Słyszałam wcześniej, że dzwonił, ale co mnie to interesowało? Teraz patrzyłam na nią bardzo zdziwiona kiedy podeszła do mnie bliżej wciąż trzymając przed sobą telefon.- To do ciebie - odparła z błyskiem w oku.
To było naprawdę dziwne zachowanie, ale bez słowa uśmiechnęłam się delikatnie i wzięłam od niej telefon. Kobieta, wciąż się uśmiechając, rozejrzała się po pokoju i spojrzała na mnie po czym podnosząc do góry oba kciuki opuściła pokój. Przyłożyłam sprzęt do ucha.

- Nadine Moore? - usłyszałam głos, z pewnością, starszej kobiety.
- To ja - odparłam nieco przestraszona. Nie kojarzyłam głosu tej osoby. Chociaż... Pani Swalz doskonale potrafiła zmieniać głos. Po dość krótkiej chwili zastanowienia z mojej i jej strony, w końcu się odezwała..- Tak bardzo nam cię brakuje, kochanie! - powiedziała z lekko podniesionym głosem, w którym dało się słyszeć nutkę prawdziwego smutku i.. czyżby płakała? Nie wiedziałam co odpowiedzieć więc po prostu westchnęłam głośno i poczułam jak oczy robią mi się niebezpiecznie mokre. Nie mogłam sobie pozwolić na płacz... Nie w tym momencie...
Po dość długiej rozmowie z panią Swalz myślałam, że spakuję swoje rzeczy i bez słowa opuszczę ten dom tej samej nocy, ale po chwili zrozumiałam, że byłoby to nie w porządku wobec państwa Horan jak i samego Niall'a, a poza tym... Coś trzymało mnie w tym domu, choć sama jeszcze nie wiedziałam co. Dziwne. Pierwszy dzień, a ja już czuję się związana z tą rodziną... Z tym domem. No tak, zapomniałam, że ja przecież jestem dziwna. Boże! Jak w ogóle mogłam o tym zapomnieć?! Jestem zdecydowanie bardzo zmęczona. Wzdychając, wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi, chciałam je otworzyć, ale ktoś uprzedził mnie w tym uderzając białym drewnem w nos. Zabolało, ale nie krzyknęłam, przynajmniej nie głośno.
- Upss! Przepraszam. - usłyszałam kobiecy głos.
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się pocierając nos - Naprawdę, właśnie szłam oddać telefon.
- Tak, przyszłam po niego, bo muszę jeszcze wykonać jeden telefon. Całą noc spędzę na rozmowach z różnymi ludźmi. Ale co ja tam będę zawracać ci głowę - Maura uśmiechnęła się i machnęła ręką. Oddałam jej telefon również się uśmiechając. - Śpij dobrze.

- Dziękuję, dobranoc - odprowadziłam ją wzrokiem do schodów po czym wróciłam do pokoju zamykając drzwi na klucz, jak to miałam w zwyczaju. Wzięłam pozostawioną na łóżku piżamę i poszłam do łazienki w celu wykonania wieczornej toalety. Kiedy byłam już gotowa do snu, zamiast do łóżka, podeszłam do okna, bo coś ciągnęło mnie do niego. Jakaś wewnętrzna siła chciała bym, otworzyła je najszerzej jak można, bym wychyliła się i zobaczyła coś, albo kogoś... Ale co? Miałam się tego dowiedzieć chwilę później i, możecie mi wierzyć lub nie, nie był to dla mnie przyjemny widok.

"- Nigdy mnie nie opuścisz? Na zawsze będziemy najlepszymi przyjaciółmi? - dopytywała trzymając mocno jego rękę. Miała wtedy tylko czternaście lat, ale słowa, które oboje wypowiadali w tym momencie były dla niej ważniejsze niż cokolwiek innego.
- Nie opuszczę cię nigdy, przenigdy, a co do bycia przyjaciółmi... Musiałbym się zastanowić... - podrapał się o brodzie udając zamyślenie.

- Zaaaaayn! - Nadia spuściła smutna głowę.
- Kochanie! Nie miałem na myśli nic złego... Chyba, że to o czym myślałem można uznać za coś złego... - odparł zamyślony.
- A o czym pomyślałeś?
- No wiesz... Ludzie zawsze powtarzają, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Tak samo może być i w naszym przypadku. Jesteśmy jeszcze durnymi dzieciakami, ale kto wie jak będzie kiedyś? - spojrzał jej prosto w oczy.
- Tak... Jak na piętnastolatka masz aż za bardzo rozwinięte rozumowanie - wstała z małego mostku - Z resztą... Dlaczego się tym teraz przejmujesz. Ech, wybacz... Jesteś prawie dorosły i masz prawo myśleć o takich rzeczach - otrzepała tył spodni.
- Nads, choćby nie wiem co miało się wydarzyć, zawsze będę z tobą, rozumiesz? - wstał z mostku i spojrzał w jej oczy. - Rozumiesz?"

Rozumiała to, a jakże. Rozumiała to na swój sposób. Nie chciała wierzyć, że chłopak może zmienić zdanie, a teraz? Patrzyła na niego jak obejmuje jej największego wroga z czasów szkoły podstawowej. Malva Donavan. Ale to nie nią teraz się przejęła. Nie ona była powodem pojawiających się łez w oczach ciemnowłosej. Zayn... Stał tam! Rozmawiał z Niall'em i trzema innymi chłopakami, śmiał się, uśmiechał. W pewnym momencie odwrócił się, jakby czuł, że ktoś na niego patrzy. Zauważył czyjąś postać w oknie, nie był jednak w stanie przyjrzeć się jej dokładnie z dwóch powodów: było ciemno i osoba ta szybko wsunęła głowę z powrotem do domu. Ale... Wydawało mu się, że widział już gdzieś te błyszczące, nawet w ciemności, brązowe oczy. Gdzieś widział już zarys tego niedużego noska... Tylko gdzie? Kim była ta osoba?
- Zayn, wszystko w porządku? - usłyszał głos blondwłosego kumpla.
- Co?.. Tak.
- Spotykamy się jutro w parku, przyprowadzę swoją nową znajomą.
- Horan ma nową znajomą? - zaśmiał się jeden z chłopaków.
- Tak! Jeśli mi nie wierzysz, Lou, przyjdź jutro. Nadia jest bardzo miłą dziewczną!
- Nadia... - szepnął pod nosem Zayn i z powrotem odwrócił głowę do okna, z którego wcześniej widział czyjąś głowę.


* * * *

NARESZCIE UDAŁO MI SIĘ NAPISAĆ NOWY ROZDZIAŁ!
Długo musiałyście czekać. Przepraszam że tyle to trwało. I przepraszam za to nieporozumienie ze środą... Prosiłam koleżankę, by napisała, że rozdział pojawi się w sobotę, a ona napisała środa. :cc... Tak czy inaczej, jest nowy rozdział.. Nie wiem kiedy napiszę kolejny, może za tydzień, za dwa, a może za miesiąc! Musicie mi to wybaczyć... Nie wiem kiedy będę miała możliwość dodania nowego rozdziału. Nie przeprowadziłam się, a komputera nadal nie mam naprawionego. :c... Musicie to zrozumieć.


Bardzo cieszę się, że nie wszystkie zostawiłyście mnie samą. Mam nadzieję, że jeszcze dłuuuugo ze mną zostaniecie.

Kocham was! ♥

16 czerwca 2013

Kiedy nowy??.

NOWY ROZDZIAŁ W ŚRODĘ !!! :)

5 maja 2013

TO JESZCZE NIE POWRÓT ;C

Witam was moi kochani!
Bardzo, bardzo, bardzo, ale to BARDZO was przepraszam za moją nieobecność. Wiem! Wiem, że miałam wrócić w marcu, ale nie wyszło. Podałabym wam prawdziwy powód, ale nie chcę rozpowiadać o swoich problemach, rozumiecie? Tak czy inaczej - przyjmijmy, że nadal mam zepsuty komputer (bo tak jest, naprawdę) i niech tak zostanie. Weszłam tu na laptopie siostry tylko po to, by do was napisać. Bardzo się cieszę, że chcecie, bym wróciła na tego bloga i mogę wam obiecać, że powrócę tu na zawsze i będę pisała to opowiadanie tak długo, jak tylko zechcecie. Chciałam napisać teraz rozdział, ale niestety nie mam na to zbyt wiele czasu. :c
Zapewne zapytacie: Kiedy wrócę na stałe?
Odpowiem wam: Nie wiem. Pod koniec miesiąca czeka mnie przeprowadzka, a wtedy, gdy naprawię sobie komputer wrócę do was w pełni sił i weny by dalej tworzyć opowiadanie.
Powiem wam szczerze, że już nie mogę się doczekać aż napiszę nowe rozdziały byście mogli je przeczytać i skomentować, (skrytykować ile wlezie).
Mam nadzieję, że ktoś wszedł tutaj jeszcze i przeczytał tę notkę...
Jeśli rzeczywiście ją przeczytaliście - proszę, byście napisali o tym w komentarzu, bym była pewna, że naprawdę mam po co i do kogo tu wrócić. ; )

Tęsknię za wami, jako czytelniczkami i nie mogę doczekać się stałego powrotu!
< 333

5 lutego 2013

Krótko i na temat.

Moi kochani!,
Trochę ciężko mi o tym mówić, ale nowego rozdziału możecie spodziewać się dopiero, mniej więcej, za miesiąc. Przykro mi, ale mam zbyt wiele obowiązków. A do tego problem z komputerem.I tak tę informację piszę z komputera koleżanki... Chciałam was o tym poinformować, byście nie myślały, że o was zapominam czy coś takiego :)

Jeśli ktoś nie doczytał rozdziałów zapraszam do zakładki: "Archiwum". Tam znajdziecie wszystkie dotychczasowe rozdziały.

Oczywiście KONIECZNIE informujcie mnie o nowych rozdziałach u was, ale nie zapomnijcie, że takowe informacje należy zostawiać w zakładce SPAM.

Dziękuję za wszystko i serdecznie was pozdrawiam...

PS. Będę tęsknić. :C
PS2. Przepraszam, jeśli kogoś nie poinformowałam o tej notce, ale wiecie... Brak czasu. :(

Do napisania.

1 lutego 2013

Rozdział 2.



Moi kochani! Pod rozdziałem znajdują się dwie ważne informacje. Proszę o zapoznanie się z nimi, dziękuję! :)

~*~

            Niebo pokryły ciemne chmury, a po chwili spadł z nich deszcz, który następnie przerodził się w ogromną ulewę. Dobrze, że zdążyliśmy dojechać do domu państwa Horan zanim rozpętała się burza. Bobby Horan wniósł moje walizki, prowadząc mnie do pokoju, który od tego dnia miał należeć do mnie. Kiedy przekroczyłam próg, dosłownie oniemiałam. Pomieszczenie strasznie różniło się od pokoju, który zajmowałam w domu dziecka. Ściany w beżowych kolorach gdzieniegdzie pokryte były nieco ciemniejszą wypukłą tapetą. Na białym jak śnieg suficie wisiał ogromny kulisty żyrandol w kolorze jasnego brązu. Dwa okna oddzielone od siebie kawałkiem ściany, przy której stało dwuosobowe łóżko pokryte błękitną świeżą pościelą z ośmioma małymi i trzema dużymi poduszkami. Naprzeciw łóżka stała duża meblościanka, na której stał nieduży, ale plazmowy telewizor, po którego bokach postawione były dwa głośniki równe wysokości telewizora. W niedużych szafkach nad sprzętem nie było nic. Pan Horan poinformował mnie, że mogę w nie włożyć co tylko zechcę. Obok meblościanki stała szafa, na ubrania, które zazwyczaj wiesza się na wieszakach. Dalej, nieco oddzielona stała maleńka szafka na buty. Byłam pod ogromnym wrażeniem kiedy jeszcze raz rozejrzałam się po swoim pokoju.
- Jest jeszcze niedokończony – poinformowała mnie pani Horan wchodząc do pokoju – Za tydzień przywiozą tu biurko i fotele. – dodała z uśmiechem kiedy spojrzałam na nią.
- Naprawdę nie trzeba było aż tak się fatygować. – stwierdziłam patrząc to na kobietę, to na jej męża – Mnie wystarczy łóżko, biurko i wieża. Nic więcej.
- Kochanie… - zaczęła Maura podchodząc do mnie. Złapała mnie za ramiona i uśmiechnęła się – Nie będziesz służącą w tym domu – rzekła – Chciałabym jedynie, byś zajęła się moją chorą matką, którą zaraz ci przedstawię. Ja niestety mam coraz mniej czasu na cokolwiek. Praca chłonie całe moje spokojne, jak dotychczas życie. Bobby bardzo często wyjeżdża służbowo, a Niall niechętnie odwiedza swoją babcię. Jest zbyt zajęty spotkaniami ze swoimi przyjaciółmi. – odparła nieco smutnym głosem.
Podczas jazdy, pani Horan opowiadała mi o swoim synu, Niall’u, który był ponoć jednym ze sławnych chłopaków w zespole, którego nazwa całkowicie mi umknęła. Z jej opowiadań wynika, że jest to bardzo spokojny i zabawny chłopak, ale różnie była. Przecież nie każda matka zna wszystkie sekrety swoich dzieci, prawda? A zwłaszcza, kiedy jest się matką kogoś sławnego. Co prawda nie miałam pojęcia jak to było naprawdę. Mogłam się jedynie domyślać, że moje spotkanie z Niall’em, nie doprowadzi raczej do czegoś dobrego.
- Nie chciałabym też, żebyś czuła się tu jak niewolnica – kontynuowała – Zależy mi na tym, byś czuła się swobodnie i nie przejmowała się niczym. Pani Swalz przez telefon mówiła mi, że nie chodziłaś do szkoły, a uczyłaś się sama? – spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
- To prawda. I… jeśli można, chciałabym, by tak zostało – odpowiedziałam.
- Oczywiście! Nie mamy zamiaru narzucać ci czegoś, czego nie chcesz. Przecież nie jesteś już pięcioletnią dziewczynką i sama najlepiej wiesz, czego chcesz – uśmiechnęła się. – Tak czy inaczej… Mam małe pytanie – odsunęła się ode mnie kawałek i podeszła do męża, który objął ją jedną ręką w pasie.
- Słucham? – spojrzałam na jej twarz, która była dosyć zmieszana. Nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać. Mam nadzieję, że niczego złego. Westchnęłam zdenerwowana.
- Czy możemy traktować cię jak córkę? – zapytała przyglądając mi się bardzo uważnie.
Na samym początku myślałam, że żartuje zadając mi to pytanie, ale w końcu zrozumiałam, że mówiła całkiem poważnie. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie mam nic przeciwko temu, tylko proszę nie mieć mi za złe jeśli nie spełnię państwa oczekiwań jako córka.
- Oczywiście! – zawołali chórkiem po czym uśmiechając się podeszli do mnie i oboje mocno przytulili. Muszę przyznać, że naprawdę się wzruszyłam. Po raz pierwszy od dwóch lat tak naprawdę poczułam się szczęśliwa. Mimo tego, że ledwo znałam tych ludzi, to i tak miałam nadzieję, że tylko oni będą w stanie sprawić, że znów zacznę cieszyć się życiem i, że nic nie będzie stało mi na przeszkodzie do szczęścia jakiekolwiek rodzaju. Kilka łez wzruszenia spłynęło po moich policzkach, ale otarłam je szybko.
- Nie płacz! – rzekła pani Horan również wycierając swoją twarz, po której spływały łzy. Radości? Wzruszenia? Na pewno!
- Gotowa poznać seniorkę? – zapytał drżącym głosem pan domu. Domyślałam się, że on również się wzruszył. Co za dzień!

            Minęła godzina. Po dość długiej rozmowie ze starszą panią Horan uznałam, że jest ona bardzo miłą i spokojną kobietą, która wcale nie wyglądała na swój wiek. Potrafiła śmiać się z niczego, lubiła opowiadać różne historyjki ze swojego życia – w ciągu tej godziny zdążyła opowiedzieć mi dwie! I przysięgała mi, że to nie pierwsze i nie ostatnie historie, jakie jeszcze od niej usłyszę. Cieszyłam się z tego powodu. Uwielbiałam wręcz słuchać, bądź czytać historie z prawdziwego życia. O spełnionej i niespełnionej miłości, o różnych przeżyciach tych wielkich i tych mniej znaczących… Miałam nadzieję, że pani Horan ma tych historii naprawdę wiele. Byłam ciekawa tego, co działo się jeszcze przed moimi narodzinami, albo wtedy, gdy byłam tak mała, że nie wiedziałam zupełnie nic! […]
Po rozmowie, pani uznała, że jest zmęczona i chce się przespać. Zrozumiałam ją i pomogłam jej położyć się do łóżka, a następnie przykryłam ją szczelnie kocem, by nie zmarzła. Zdrowie, a zwłaszcza osób starszych i najmłodszych jest najważniejsze! Zamykając za sobą drzwi do pokoju starszej pani wpadłam na kogoś, kogo jeszcze nie zdążyłam poznać. Jednak po chwili domyśliłam się, że był to Niall Horan. Średniego wzrostu blondyn o pięknych niebieskich oczach, w których utonęłam jak w morzu na złoto piaszczystej plaży o zachodzie słońca.
Ocknęłam się.
Zauważyłam, że chłopak nieco się zmieszał i patrzył na mnie jak na Ufo, które właśnie przyleciało na ziemię. Przeprosiłam za swoją nieuwagę mimo tego, że doskonale wiedziałam, iż to jego wina, że na siebie wpadliśmy. Mógł patrzeć przed siebie, a nie w telefon, który trzymał w dłoniach.
- Nie, to ja przepraszam. Zapatrzyłem się – machnął ręką przerywając mi tłumaczenie, że nie chciałam zbyt głośno zamykać drzwi, ponieważ jego babcia jest zmęczona i potrzebuje snu. – Jesteś Nadia, prawda? – uśmiechnął się.
Piękny uśmiech!
- Nadine, ale zazwyczaj mówią mi Nadia – odpowiedziałam również się uśmiechając i uścisnęłam dłoń chłopaka, którą wyciągnął w moją stronę.
- Miło mi się poznać, jestem Niall – uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Nagle zadzwoniła jego komórka, którą odebrał szybko nie chcąc budzić babki, która zapewne spała już spokojnie za drzwiami.
- Co? Dobrze, będę za godzinę! – powiedział i rozłączył się szybko – Wybacz, ale porozmawiamy później – zwrócił się do mnie – Muszę przygotować na szybko swój tekst do piosenki, a to wcale nie jest takie proste – dodał i widząc zrozumienie na mojej twarzy odszedł w swoją stronę.
Nim zostałam zawołana przez Maurę, zdążyłam zauważyć, że pokój chłopaka znajduje się zaraz obok mojego. Hm…

            Minęło dziesięć minut jak Maura skończyła oprowadzać mnie po całej powierzchni domu i ogrodu za nim. Sam budynek miał raptem dwa piętra. Na parterze znajdował się: salon, kuchnia, osobna łazienka i pokój dla gości, na pierwszym piętrze natomiast mieściły się cztery sypialnie, w których w każdej z osobna znajdowała się łazienka. Po skończeniu naszej krótkiej rozmowy, kobieta zaproponowała mi rozpakowanie się i odpoczęcie w moim pokoju. Przystałam na tę propozycję, ponieważ nie chciała ona mojej pomocy przy kolacji mimo tego, że wiedziała, iż potrafię gotować. Założę się, że pani Swalz bądź panna Brooks zaznaczyła to w rozmowie telefonicznej, o której dowiedziałam się tego ranka.
            Będąc już pod drzwiami do swojego pokoju usłyszałam głośne przekleństwa rzucane przez Niall’a w jego pokoju. Przeraziłam się słysząc pojedyncze wyrazy dochodzące z jego ust, ale co mogłam na to poradzić? Postanowiłam nie przeszkadzać mu w „pracy” i weszłam do swojego pokoju. Miałam nadzieję, że tam moje uszy nie będą słyszały „rozmowy” Niall’a z samym sobą, ale myliłam się. Nie było go słychać tak dobrze jak na korytarzu, ale tak czy inaczej wiedziałam co mówi. Wzdychając ciężko zabrałam się za rozpakowywanie walizek. […]
Ledwo rozpakowałam pierwszą do połowy, a już miałam dość krzyków chłopaka dochodzących zza ściany. Natychmiast przerwałam swoje postanowienie, które polegało na nie przeszkadzaniu w tworzeniu pracy blondyna, ale nie mogłam się powstrzymać i poszłam do jego pokoju. Zapukałam do drzwi i po chwili weszłam do pokoju. Nie miałam czasu na podziwianie tego dużego, pomalowanego na różne odcienie zieleni pokoju, w którym znajdował się chłopak.
- Aż tak słychać jak pracuję? – zapytał zmieszany patrząc na mnie.
- Pracujesz? – zaśmiałam się cicho – W porządku. Możemy nazwać twoje głośne przeklinanie pracą, jeśli wolisz – odparłam – Jeśli masz problem z napisaniem tego tekstu, dlaczego nie poradzisz się rodziców? – zapytałam zdziwiona.
Przecież dorosłym na pewno wpadłby do głowy jakiś świetny pomysł do piosenki, jeśli o to chodziło.
- Mama powiedziała, że powinienem sam próbować pisać teksty, a ojciec… Nigdy nie wie jakie słowa pasują do piosenki… załóżmy o miłości.
- To tak, jakby nie kochał twojej matki i nie wiedział co to miłość – powiedziałam w zastanowieniu, a chłopak przyznał mi rację kiwając głową – Jeśli chcesz, mogę ci pomóc. – rzekłam – Co prawda nie znam się na miłości, ale nie wierzę, bym nie potrafiła ci pomóc.
- Nie chcę cię wykorzystywać, a poza tym pewnie jesteś zmęczona. Niedawno przyjechałaś… - odpowiedział smutno.
- Nie jestem zmęczona i nie będziesz mnie wykorzystywał. Sama zaproponowałam ci pomoc. To, czy ją przyjmiesz czy nie zależy tylko od ciebie – spojrzałam na niego wyczekująco zerkając po chwili na kartkę z tekstem, która leżała na biurku przed nim.
Chłopak skinął głową i podał mi biały papier z tekstem pisanym czarnym tuszem.
            Mimo tego, że słowa napisane zapewne przez resztę chłopaków z zespołu, do którego należał Niall Horan były takie zwykłe, to jednak dało się odczuć miłość. Niby tylko słowa, a nawet w osobie, która nigdy miała styczności z takim uczuciem, dają się we znaki i pozwalają odczuć to, co mogą czuć jedynie osoby zakochane w sobie nawzajem. Uśmiechając się pod nosem spojrzałam na poskreślane, pozaznaczane i popoprawiane słowa napisane przez blondyna. Po chwili oboje zabraliśmy się do ciężkiej pracy nad tekstem piosenki, który miał przedstawić przyjaciołom.

_ _ _ _ _ _
Nie no, ludzie! Jesteście naprawdę niesamowici. To dopiero drugi rozdział, a wy już po pierwszym jesteście pewni, że opowiadanie to będzie świetne, genialne i  w ogóle. Ja osobiście tak nie uważam, ale zapewne każdy, a raczej większość autorów jakiegokolwiek opowiadania nie przepada za swoimi własnymi tworami… Tak czy inaczej cieszę się, że ktoś w ogóle czyta tego bloga. Jest mi naprawdę miło i przyjemnie kiedy czytam wasze komentarze. Motywują mnie do dalszego działania i przede wszystkim sprawiają, że chce mi się dalej pisać. W przeciwnym razie pewnie po prologu uznałabym, że nie warto pisać tego opowiadania skoro i tak nikt go nie czyta. Aaaaale się rozpisałam!

INFORMACJE:
A właściwie jedna prośba.
Wszystkie linki do blogów, których nie przeczytałam (tzn. nie skomentowałam) proszę umieścić w komentarzu pod tym rozdziałem. Nieco pogubiłam się w tych wszystkich linkach, przepraszam. :c A jak dodacie linki do siebie to na pewno nadrobię zaległości jak najszybciej. :)

SPRAWA druga i NAJWAŻNIEJSZA:
Nie mam pojęcia kiedy pojawi się nowy rozdział. Być może za tydzień, być może za dwa, a możliwe nawet, że i za trzy. Mam tak wiele spraw na głowie, że po prostu nie jestem w stanie pogodzić tego wszystkiego z blogiem. :( A do tego nie będę miała komputera… Chyba. Rozdział 3 mam napisany więc pozostaje mi jedynie go dodać, ale… Sama nie wiem kiedy to nastąpi.
PS. Być może jak uda wam się znów dobić do 30 komentarzy, dodam go niedługo? ;)
NIE WIEM! Ale wiem, że będę tęsknić za czytaniem waszych przemiłych komentarzy. :D

Uhh, jeszcze SPAM. Bardzo was proszę – zostawiajcie wszelkie reklamy pod specjalną zakładką, a nie pod rozdziałami. Bardzo mnie to denerwuje i szybko dekoncentruje więc proszę – pilnujcie się! Nie chcę kłócić się z wami z takiego powodu. :(

Pozdrawiam was cieplutko.


27 stycznia 2013

Rozdział 1.



Niebo było szare. Słońce zakrywały ciemne chmury, z których lał się ulewny deszcz. Siedząc na łóżku w swoim pokoju zastanawiałam się jak to jest. Jak to jest mieć grono oddanych przyjaciół, którzy będą gotowi skoczyć za Ciebie w ogień. Którzy będą przy Tobie kiedy będziesz ich naprawdę potrzebować. Którzy nie zostawią Cię w potrzebie i pocieszą dobrym słowem. Zayn opuścił mnie kiedy miałam 15 lat. W tym samym roku zmarła moja babcia, która sprawowała nade mną opiekę po zmarłych rodzicach, odkąd miałam 3 latka. Zostałam wtedy całkiem sama. Nie miałam żadnego innego przyjaciela. Tylko Zayn. Kiedy i on odszedł miałam wrażenie, że już nigdy nie będę szczęśliwa tak, jak byłam szczęśliwa przy nim.
            Po trafieniu do domu dziecka również nie miałam dobrze. Ludzie wyśmiewali się ze mnie. Z mojego wyglądu, zachowania. Cicha Nadine Moore z czasem stała się nadwrażliwą i wredną Nadią, która potrafiła stawiać czoło innym. Z czasem pewne osoby się na mnie poznały, ale i tak nigdy nie zaznałam z nikim prawdziwej przyjaźni. Niekoniecznie tej na całe życie. Nie zaznałam żadnej.
Usłyszałam pukanie do ciemno drewnianych drzwi pokoju, w którym mieszkałam sama. Zezwoliłam na wejście i zauważyłam wchodzącą do pomieszczenia pannę Brooks, która sprawowała opiekę tego dnia nad dziećmi ze starszymi. Lubiłam tę kobietę. Zawsze pomagała mi, kiedy miałam jakiś problem. Wysłuchała. Rzuciła dobrą radą, która zwykle się sprawdzała. Za każdym razem, kiedy ona odwiedzała mnie, albo ja ją – mogłam odczytać z jej twarzy to, o czym myśli. Ale nie tym razem. Jej twarz była jak kamień – nie wyrażała żadnych emocji. Przestraszyłam się trochę. W głowie gdzieś chodziła mi myśl, że znowu któraś z dziewczyn naskarżyła na mnie, mimo, iż nic nie zrobiłam. Ale to nie o to chodziło.
- Pani Swalz powiedziała, że masz się spakować. Masz dwie godziny – powiedziała smutnym głosem.
Natychmiast wstałam z łóżka odkładając na swoje miejsce poduszkę, do której się przytulałam.
- Że co proszę? Dwie godziny na spakowanie się? O co chodzi? – zapytałam nieco zdenerwowana i przerażona zarazem.
- Nie wiem nic, oprócz tego, że masz się spakować. – odpowiedziała i nie udzielając mi więcej informacji, opuściła mój pokój. Zdenerwowana jak jeszcze nigdy postanowiłam złożyć wizytę w pokoju pani Swalz. Nie robiąc sobie nic z tego, że kobieta rozmawiała przez telefon i była bardzo zajęta – wtargnęłam do jej pokoju i zabrałam jej słuchawkę kończąc połączenie odrzuceniem jej na swoje miejsce.
- Co to ma znaczyć?! – wrzasnęła, ale ja nie robiłam sobie z tego większej katastrofy. Osoby, które widziały moje wtargnięcie do pokoju stanęły w drzwiach i ze zdziwieniem obserwowały całe zdarzenie.
- Czy nie umawiałyśmy się tak, że do skończenia moich osiemnastych urodzin, zostanę tutaj? – zapytałam nadzwyczaj spokojnie. Aż sama się zdziwiłam. Powinnam wytargać ją za te siwe kłaki. Złamała obietnicę! Został mi jeszcze jeden rok bycia w domu dziecka, a później miałam zacząć nowe, własne życie poza murami tego przytłaczającego budynku. Tyle czasu przygotowywałam się do życia w tym miejscu. Jeszcze tylko rok! A ona po dwóch latach bycia tutaj każe mi się wyprowadzać? Coś mi tu nie grało… Musiałam to wyjaśnić. Kobieta obawiając się tego, że mogę jej coś zrobić wstała ze swojego skórzanego fotela na kółkach i stanęła pod ścianą.
- To nie była łatwa decyzja – wydusiła przestraszona.
- Mhm, domyślam się.
- Zgłosiła się do nas pewna kobieta, która poszukuje dziewczyny chętnej do zajęcia się jej chorą, osiemdziesięcioletnią matką. – zaczęła.
- I że niby ja jestem ta chętna? A pytał mnie ktoś o zdanie?! Nie sądzę! – wykrzyczałam. Byłam tak zdenerwowana, że gdybym miała pod ręką coś, co mogłabym rozwalić – już dawno taka rzecz zostałaby w maleńkich częściach na biurku kobiety. Pewnie już połamałabym długopis, gdyby nie wciąż przestraszony ton głosu siwowłosej kobiety.
- Nie pytałam cię o zdanie, bo wiedziałam, że się nie zgodzisz. – powiedziała – Ale ogólnie zrobiłam to dla twojego dobra. Obie dobrze wiemy, że nigdy nie czułaś się tu dobrze, a ja nie mogłam nic na to poradzić. To dlatego powiedziałam tej pani, że możesz podjąć się pracy w jej domu, ale pod warunkiem, że będzie płaciła ci niewysoką pensję. Będziesz miała u niej mały pokój do swojej dyspozycji. – dodała nieco spokojniejszym głosem. – Jeśli nie odpowiada ci to, co zrobiłam mogę zadzwonić do tej kobiety i… - podeszłam do drzwi i zamknęłam je, by odciąć innych od tej rozmowy.
- Nie… Nie trzeba – powiedziałam już spokojna spuszczając głowę – Przepraszam, że tak na panią naskoczyłam, to chyba ze zmęczenia. Nie spałam dziś dobrze – dodałam z wyrzutem. – Spakuję się i pojadę do tej rodziny, ale pod jednym warunkiem – odparłam, a kobieta spojrzała na mnie pytająco – Będę mogła odwiedzać panią i pannę Brooks.
- Ależ oczywiście, że będziesz mogła! Całe szczęście, że państwo Horan nie mieszkają daleko. Nie będziesz musiała nawet zamawiać taksówki, by tu dotrzeć. – pani Swalz uśmiechnęła się, a ja odwzajemniając ten gest podeszłam do niej i przytuliłam ją mocno.
- Jeszcze raz przepraszam – powiedziałam prawie bliska płaczu.
- Naprawdę nie masz za co – odparła.

            Po niecałych trzydziestu minutach od tej rozmowy w końcu wróciłam do swojego pokoju. Zostało mi półtorej godziny na spakowanie się. Wyjęłam spod łóżka dwie duże walizki i spakowałam do nich wszystkie swoje rzeczy, które o dziwo zmieściły się wszystkie i przy okazji zostawiły jeszcze miejsce. Odkładając walizki koło drzwi poszłam do swojej łazienki, by upewnić się, że wyglądam tak, jak powinnam – czysta, z dobrym makijażem oraz fryzurą. Nie chodzi o to, że jestem wielką fanką dobrego wyglądu, ale o to, że nie chciałam źle wypaść przy nowej rodzinie, u której miałam zamieszkać. Po dziesięciu minutach leżenia na łóżku usłyszałam pukanie do drzwi. Tym razem nie była to panna Brooks przynosząca mi złe wieści, ale pani Swalz we własnej osobie. Podniosłam się na łóżku do pozycji siedzącej i spojrzałam na nią.
- Za dziesięć minut przyjedzie po ciebie pani Horan – powiedziała uśmiechając się smutno. Odwzajemniłam ten gest równie smutno jak ona. Nie uśmiechała mi się cała ta sprawa z opuszczeniem domu dziecka. Nienawidziłam wszystkich tych ludzi, z wyjątkiem dwóch ważnych dla mnie pań, ale mimo to nie chciałam odchodzić. To bolało mnie tak samo jak odejście Zayna. O ile nie bardziej…
- Zanim się pożegnamy, chciałabym ci to podarować – dodała pokazując mi na swojej dłoni piękny, srebrny wisiorek z podobizną Matki Bożej. Spojrzałam na kobietę zdziwiona – Chciałam ci to podarować na twoje osiemnaste urodziny, w momencie, kiedy nas opuścisz, ale nie doczekamy tego czasu dlatego daję ci to teraz. Niech cię chroni i przypomina o nas kiedy poczujesz się źle, czy kiedy będzie ci smutno.
- Przecież nigdy bym o was nie zapomniała – powiedziałam cicho z uśmiechem.
Odwróciłam się do niej plecami i pozwoliłam, by zapięła wisiorek na mojej szyi.
- Wiem, kochanie – uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno.

            Nie minęło pięć minut jak panna Brooks poinformowała nas o przyjeździe państwa Horan. Trochę wcześnie, ale pięć minut nie robi przecież zbyt wielkiej różnicy, prawda? Panie pomogły mi znieść walizki do holu, gdzie czekali państwo.
- Witaj, ty jesteś pewnie Nadia? – kobieta, imieniem Maura Horan uśmiechnęła się do mnie podając dłoń.
- Nadine, ale mówią mi Nadia – uścisnęłam jej rękę również się uśmiechając. Obok kobiety nie zauważyłam jej męża, a koło mnie nie stały także moje walizki więc pomyślałam, że zabrał je do samochodu.
- Przepraszam, ale bardzo nam się spieszy… - jasnowłosa zwróciła się do pani Swalz – Czy mogę przyjechać jutro, by z panią porozmawiać? – zapytała, podczas gdy ja żegnałam się z panną Brooks.
- Oczywiście – pani Swalz uśmiechnęła się i przytuliła mnie na pożegnanie szepcząc mi do ucha, bym na siebie uważała i że wszystko będzie dobrze. Uśmiechnęłam się i razem z panią Horan opuściłam dom dziecka.
            W tamtej chwili miałam zacząć całkiem nowe życie. Sama nie wiedziałam wtedy czy będzie lepsze, czy gorsze niż dotychczas. Ale byłam pewna, że jeszcze kiedyś mogę być szczęśliwa.

_ _ _ _ _

Powinnam dodać ten rozdział we wtorek, ale sama nie mogłam się doczekać by wam go pokazać. Koniecznie muszę wiedzieć co o nim myślicie i co wam się w nim nie podoba. :-)
Miałam dwie wersje pierwszego rozdziału. Pierwsza była znacznie krótsza niż ten rozdział, który przeczytaliście, ale mam wrażenie, że ta wersja jest o wiele lepsza od tamtej, dlatego podałam wam ten rozdział. :-) Mam nadzieję, że wam się spodobał.
Chciałabym podziękować wszystkim za komentarze pod prologiem. Nie spodziewałam się, że komukolwiek mógłby się on spodobać. :-) Jesteście wspaniali!

Dziękuję i pozdrawiam. :-*

Obserwatorzy