30 grudnia 2013

Rozdział szósty.

     Zayn Malik jako jeden z pięciu członków grupy One Direction zawsze cieszył się z życia. Niewiele było dni, gdy miał zły humor. Zazwyczaj rozbawiał ludzi samą miną nawet gdy sam był w złym humorze. A teraz? Siedział na ławce, moknąć w deszczu i nie przejmując się burzą. Kto by się w ogóle spodziewał, że taki na co dzień radosny chłopak jak on nagle zaczął wmawiać sobie, że jego życie straciło sens?
A to przecież nie była prawda! Miał kochającą go rodzinę, narzeczoną, kumpli, całą grupę... Czego chcieć więcej?
Nadia, Ty cholerne dziecko! Dlaczego złamałaś mi serce?!
Pytał się w myślach. nie oczekiwał jakiekolwiek odpowiedzi, bo przecież ani on, ani Nadine nie mieli zdolności telepatycznych. Mimo to, w głowie, w głowie usłyszał jej głos... I to bardzo wyraźnie! Zupełnie jakby stała koło niego.
To nie ja złamałam serce Tobie. To Ty złamałeś moje. Sam wiele razy powtarzałeś, żebym kilka razy zastanowiła się zanim podejmę decyzję.
Ty tego nie zrobiłeś, więc teraz cierp...

Cierp.
Cierp...
Te słowa latały wokół niego jak natrętne komary latem. Chciał się ich pozbyć, ale tak naprawdę było już za późno. Stał na wysokim klifie i patrzył w dół na obijającą się o skały wodę.
Cierp.

NADINE
     Rano obudziłam się w miarę wyspana, chociaż nie powiem, że chciałabym jeszcze pospać. Oczywiście byłoby to możliwe, gdyby nie fakt, że Niall dobijał się do drzwi. Kiedy podniosłam się z łóżka, uświadomiłam sobie, że spałam w ubraniu, ale nie miałam czasu na rozmyślanie o tym.
Otworzyłam drzwi.
- Co mu zrobiłaś, wariatko?! - krzyknął gdy ledwo zdążyłam się przywitać.
- Nic nikomu nie zrobiłam! O co ci chodzi?
- No nie wiem... - udał, że się zastanawia. Widać było, że był zdenerwowany - Może o to, że ty jako jedyna wczoraj późnym wieczorem widziałaś się z Zaynem?
- To prawda, ale nic mu nie zrobiłam! Niall, na litość boską, tylko rozmawialiśmy!
- I ta rozmowa sprawiła, że skoczył z klifu i o mało się nie zabił? - jego twarz była tak czerwona, jak rozżarzony węgiel. Spojrzałam na niego zdziwiona i przestraszona zarazem.
- Co?!

Nadine, Ty cholerne dziecko!, przeleciało mi przez głowę, gdy wsiadaliśmy do auta jednego z chłopaków z zespołu blondyna. Przedstawiliśmy się sobie pospiesznie i ruszyliśmy z piskiem opon spod domu do szpitala, w którym przebywał Zayn. Gdzieś, jakby przez mgłę usłyszałam imię Malviny Donavan, ale nie miałam... nie chciałam o "tym czymś" słyszeć.
Cierp...
Dlaczego nachodzą mnie takie myśli? Bo to na pewno były myśli. Chociaż... to słowo. Słyszałam je w swojej głowie tak, jakbym właśnie je wymawiała. Nikt na mnie dziwnie nie spojrzał, żaden z chłopaków o nic nie zapytał więc na pewno nic nie powiedziałam na głos.
A teraz cierp...
Sama nie wiedziałam czemu, ale obwiniałam siebie za to, co zrobił Zayn. I... czy to możliwe, że nie czułam tego przez naszą krótką rozmowę tamtego wieczora? Gdzieś w głębi siebie czułam, że oprócz tego, zaszło coś jeszcze.
- Cholera! - krzyknęłam na cały samochód i kątek oka zauważyłam, że chłopaki patrzą na mnie bardziej niż zdziwieni, ale mnie bardziej interesował korek rozciągający się przed nami. Otworzyłam drzwi i chciałam wysiąść, ale poczułam na ramieniu dłoń Niall'a.
- Muszę się do niego jak najszybciej dostać - powiedziałam - Później wszystko wam wyjaśnię - dodałam i wysiadłam z pojazdu, a później ile tylko miałam sił w nogach ruszyłam przed siebie.

"Prawdziwa przyjaźń jest tylko wtedy, gdy potrafimy wybaczyć drugiemu człowiekowi nawet najgorsze rzeczy jakie zrobił" 

W tym momencie byłam gotowa wybaczyć Zaynowi wszystko, byleby okazało się, że z nim wszystko jest w porządku. Po niespełna dziesięciu minutach biegu, wreszcie znalazłam się w szpitalu. Podeszłam do administracji.
- Nazywam się Nadine Moore, chciałam dowiedzieć się o stanie Zayna M...
- Jest pani kimś z rodziny? - przerwała mi w połowie zdania recepcjonistka nie patrząc na mnie. Spodziewałam się tego pytania, ale nie wiedziałam czy skłamać, czy...
- A gdybym nie była jego rodziną to jak pani by to sprawdziła, hę? - kobieta podniosła wtedy na mnie wzrok nie dowierzając, że tak na nią naskoczyłam. Zupełnie jakby nigdy wcześniej nie była w podobnej sytuacji - Nawet w rodzinie istnieją różne nazwiska, a w aktach pacjenta nie ma przecież informacji o wszystkich członkach rodziny!
- Proszę pani... - teraz to ja jej przerwałam - Jestem jego przyjaciółką odkąd skończył siedem lat, ja miałam wówczas pięć lat. Zawsze traktowaliśmy się jak rodzeństwo. Czy to pani wystarczy? - byłam strasznie zdenerwowana, ale kto by nie był? Zayn kiedyś był moim najlepszym i jedynym przyjacielem. Kiedyś. Teraz nawet nie powinnam się przejmować tym, że leży w zakichanym szpitalu, bo skoczył z zakichanego klifu! Jednak świadomość, ze to moja wina, sprawiła, że gotowa byłam zrobić dosłownie wszystko, by znaleźć się obok niego.
Kobieta, na oko trzydziestopięcioletnia z długimi blond włosami przymierzała się, by coś mi odpowiedzieć, ale przeszkodził jej w tym pewien lekarz.
- Siostro, czy pojawił się ktoś z imieniem Nad... Ned... albo coś podobnego? Pacjent spod klifu jest bardzo niespokojny.
Pacjent spod klifu. Miałam ochotę go uderzyć!
- Nads! To ja, panie doktorze. Jestem przyjaciółką Zayna - odpowiedziałam.
Funkcjonariusz zmierzył mnie wzrokiem, a następnie poprosił, bym udała się za nim.
    Idąc jego śladem w stronę windy, zauważyłam kątem oka jak pozostała czwórka członków One Direction próbuje dostać się do budynku przez tłum młodszych fanek.
Wyobraziłam sobie Zayna w podobnej sytuacji.
Na pewno nie obiecywałby fanom późniejszego rozdawania autografów, ponieważ doskonale wiedział, że to nie pomoże ani trochę. Uśmiechnęłam się pod nosem, ponieważ wyobraziłam sobie miny udawanego niezadowolenia na twarzy chłopaka podpisującego kartki i zdjęcia.
Nim się obejrzałam staliśmy już pod salą numer 312.
Trzeci grudnia...
Potrząsnęłam głową.
- Czy mogłabym zostać z nim sama, proszę? - zwróciłam się do doktora.
- Najpierw muszę wejść z panią, by w razie potrzeby uspokoić pacjenta - odpowiedział a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem, chociaż gdzieś w głębi duszy czułam, że obecność doktora tam jeszcze bardziej rozzłości Zayna, który... widać było, że i tak był bardzo zdenerwowany. Lekarz otworzył drzwi, a ja przez chwilę na niego patrzyłam. Nie byłam do końca pewna, czy chcę tam wejść. Nie byłam pewna czy w ogóle podołam. Czy dam radę patrzeć na niego teraz. Westchnęłam. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.

***

Witam was z nowym rozdziałem! Widzicie? Nie kazałam wam znów tyle czekać na nowy rozdział. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta. Chciałabym podziękować wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Wiele one dla mnie znaczyły i sprawiły, że chciało mi się pisać ten rozdział. Podejrzewam, że te same osoby choć wpadły tu na chwilę? :)
Nie wiem kiedy pojawi się rozdział siódmy. Miejmy nadzieję, że niebawem :D
#MuchLove kocham was! ♥

26 grudnia 2013

Rozdział piąty.

Misiee! Tak bardzobardzobardzobardzo mocno was przepraszam, że tyle czasu tutaj nie wchodziłam :( Przeważnie nie miałam czasu, później nie było prądu i nie miałam jak dodawać rozdziałów :( Teraz, jeśli ktoś jeszcze w ogóle będzie czytał to opowiadanie, to będę dodawała rozdziały jak kiedyś, to znaczy będę normalnie pisała to opowiadanie, a jeśli nie... To cóż, usunę bloga. A teraz rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba :(
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*



Stojąc przede mną, Zayn wyglądał dokłądnie tak, jak go zapamiętałam. Jego ciemne oczy patrzyły na mnie tak, jak wtedy, gdy odchodził. Przepraszająco.
Wstałam z krzesła kuchennego, a następnie z domu. Nie chciałam z nim rozmawiać i dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że gdybym się do niego nie odezwała tej nocy... uniknęłabym tej rozmowy.

ZAYN

Jeszcze długą chwilę stałem na środku kuchni zanim postanowiłem sobie, ze z nią porozmawiam. Podszedłem do stołu i chwyciłem szklankę z sokiem, którą Nadia zostawiła wypitą do połowy. Później wszystko działo się samo...

NADIA

- Nadine! - usłyszałam kiedy ledwo usiadłam na parkowej ławce. Chciałam odejść, ale... po prostu nie mogłam. Coś w środku kazało mi siedzieć w miejscu. Nie spojrzałam na niego kiedy siadał obok, starałam się nie zacząć płakać kiedy powiedział to, czego obawiałam się najbardziej. Zaciskałam ręce na siedzeniu ławki tak mocno, że aż pobielały mi kostki.
- Nads... Przepraszam - rzekł - Nadine... - szepnął dotykając mojej dłoni, a ja mimo tego, iż było bardzo gorąco, drgnęłam.
- Mów co chcesz, tylko mnie nie dotykaj - wyrwałam dłoń i ułożyłam ją na kolanie. Usłyszałam głośne westchnięcie Zayna, a po chwili dzięk zapalającej się zapalniczki. Palił... Zawsze to robił, gdy był zdenerwowany. Nienawidziłam tego. Kiedyś. Teraz sama paliłam. Chłopak miał rację mówiąc, że dobrze działa to na stres. Czując dym papierosowy, który wypuścił z ust sama wyjęłam z kieszeni szortów paczkę oaz zapalniczkę. Kątem oka spostrzegłam, że Zayn patrzy na mnie jakbym była duchem. Również rzuciłam mu zdziwione spojrzenie.
- Ty... Palisz...? - wydusił - Ale...
- Wiele się zmieniło przez te dwa lata, uwierz mi.
- Może u ciebie. U mnie w sumie nic się nie zmieniło.
- Cóż... Ja bym tak nie powiedziała - spojrzał na mnie bardzo zdziwiony - Chyba, ze chcesz powiedzieć, iż okłamywałeś mnie przez cały czas naszej znajomości i to panna Do... - zacięłam się i poprawiłam - A może już pani Malik, zawsze była dla ciebie najważniejsza?
- To nie...
- Nie przerywaj mi - westchnęłam zaciągając się papierosem - Wiem, że kłamałeś. Odkryłam to dopiero dzisiaj, ale nie ważne, bo wiesz co? Ciebie już nie ma - spojrzałam mu prosto w oczy - Umarłeś z dniem, gdy wsiadłeś w samochód i bezczelnie zostawiłeś mnie samą - wstałam z ławki, rozdeptując rzuconego na ziemię wypalonego do połowy papierosa. Poczułam na policzkach kilka kropel. Zaczynało padać. Gdzieś słychać było grzmot. Ech... Jak to idealnie pasowało do tamtej chwili! Ale... Burza. Jak zawsze się jej bałam, w tym momencie jednak całkowicie zapomniałam o strachu - Nie istniejesz - powtórzyłam i odwróciłam się by odejść, ale jego ciepła dłoń znów spoczęła na mojej.
- Nie mów tak! Jestem tu! - powiedział jakby zrozpaczony i smutny przez to, co powiedziałam.
- Ale nie było cię, gdy naprawdę byłeś mi potrzebny. Nie ma cię, Zayn, gdybyś był, czułabym to.
- A teraz...
- Nie czuję nic. Dosłowie nic - odparłam, a swoim głosie usłyszałam jak zbiera mi się na płacz.
To, co chwilę, dosłownie sekundę później zrobił Zayn całkowicie mnie zaskoczyło i jednocześnie sprawiło, że zaczęłam płakać... Jak wtedy, gdy dowiedziałam się, że babcia zmarła. Znów stałam się małą dziewczynką, która potrzebowała mocnego uścisku. Właśnie takiego, jakim obdarował mnie wtedy Zayn.
- A teraz? Teraz też nic nie czujesz, Nads? - poczułam jego oddech na szyi. Zapłakałam głośno, a przecież miałam tego nie robić! Zacisnęłam dłonie w pięści na bokach jego koszuli, a on wzmocnił uścisk tak, że myślałam iż chce mnie udusić, ale jakoś nie przeszkadzało mi to...
- Wybacz mi, Nads - szepnął - Proszę cię! Wybacz mi!
- Nie mogę, Zayn. Nie mogę - odparłam i wyrywając się z jego uścisku, pobiegłam z powrotem do domu.


Pierwszy dzień nowego życia, a ja już na poważnie zaczynałam mieć wszystkiego dość...

Będąc już na korytarzu, zauważyłam wychodzących z mojego pokoju Niall'a i Milagros. Nie chcąc  znimi rozmawiać powiedziałam tylko "dobranoc" i weszłam do siebie zamykając drzwi na klucz. Nie przebierając się, podeszłam do łóżka, usiadłam, a następnie położyłam się. Sama nie wiedziałam kiedy zasnęłam.

*_*_*_*_*_*_*_*


Rozdział krótki, ponieważ nie byłam pewna, czy ktoś chce to jeszcze czytać. Jeśli pod tym rozdziałem będzie minimum 6 komentarzy, obiecuję wrócić z historią Nadii i Zayna.

Obserwatorzy